czwartek, 24 listopada 2016

Przesiedlenia - Beskidy wyludnione. Cz.1


Cerkiew w nieistniejącej wsi Smolnik. Po wysiedleniach "zniknęło" stad 91 gospodarstw.
fot. Autor
 Dla wędrowców zwracających baczniejszą uwagę na zagadnienia kulturowe ważką przyczyną, stanowiącą o historycznej atrakcyjności Beskidu Niskiego i Bieszczadów jest pewien paradoks. Zwykle najbardziej interesuje nas koloryt danej kultury, jej atmosfera, dźwięki i zapachy, niespotykane gdzie indziej obrazy, no i oczywiście ludzie ze swoimi codziennymi lub odświętnymi zajęciami. Tutaj magnesem przyciągającym prawie całą uwagę obserwatora z zewnątrz jest brak tego wszystkiego. Na wschód od Krynicy wchodzimy w krainę „Beskidu wyludnionego”. Nie da się poznać tutejszej rdzennej kultury w jej naturalnych siedliskach, ponieważ siedlisk tych zwyczajnie już nie ma. Atrakcją stała się dramatyczna pustka. Rdzenni mieszkańcy tej ziemi, przez wieki decydujący o jej charakterze, odeszli stąd razem ze swą kulturą niemal w jednym momencie, pozostawiając ją prawie całkowicie pustą.
To smutne i jednocześnie głęboko prawdziwe. Dramatyczne i spektakularne wydarzenia wyłaniają się dla nas z głębin historii barwniej i ciekawiej, mocniej przykuwając naszą uwagę, uwrażliwiając nas na losy swych bohaterów bardziej, niż czasy spokoju i pozornej monotonii. Jakbyśmy bardziej cenili w życiu grozę, napięcie, skoki adrenaliny a nawet tragedię niż chwile odpoczynku. Może potrzebujemy świadomość tragicznych losów naszych przodków, bo to pozwala nam docenić względny spokój czasów współczesnych? A może ten względny spokój naszego życia wyzwala w nas atawistyczną potrzebę przeżywania dramatu choćby poprzez wgląd w historię?
Tylko nielicznym Łemkom i Bojkom udało się po latach wrócić na ojcowiznę i stworzyć nową społeczność, kultywującą dawne tradycje. Jak do tej pory jest to grupa stosunkowo nieliczna, a przede wszystkim w niemałej mierze już przekształcona etnicznie poprzez asymilację z innymi społecznościami. Prawdziwych Rusinów w polskich Beskidach już prawie nie uświadczysz. Poza tym ci, którzy wrócili pamiętają dawne życie niemal wyłącznie z opowieści rodziców i dziadków, nie jest to więc ich przeszłość, lecz bardziej sentyment do pamięci o przodkach. Jest w tych powrotach zapewne także chęć swego rodzaju zadośćuczynienia poczuciu krzywdy, smutku, tęsknoty, a także złości jaką nieraz widzieli w obliczach swych bliskich na myśl o życiu które musieli zostawić.
Choć minęło już siedem dekad, a współczesna cywilizacja coraz mocniej przekształca tutejszy krajobraz, niemal na każdym kroku stawianym przez wędrowca łemkowszczyzna i bojkowszczyzna dają świadectwo ostatnim chyba chronologicznie, tak ważkim wydarzeniom związanym z II Wojną Światową na ziemiach polskich. Wszak wysiedlenie z macierzy  prawie całej populacji polskich Łemków i Bojków w latach 1944 – 47 należy traktować właśnie jako echo tej wielkiej pożogi, która przetoczyła się w tamtym czasie przez świat.


Tablica pamiątkowa na cerkwi w Chyrowej (Hyrowej)
fot. Autor

Jest to jedno z niewielu miejsc na świecie, które opowiada swoją historię poprzez pustkę. Zazwyczaj tam, gdzie znaczące wydarzenia historyczne odcisnęły swoje piętno, podziwiamy pomniki, muzea, skanseny, miejsca kultu, niekiedy suto zdobione, okraszone wielkością, bogactwem, często niestety także patosem. Tutaj tylko puste doliny wołają o prawdzie. Dawne pola, sady, cerkwiska i gospodarstwa widma, jakby urojenie chorej wyobraźni. Czasem tylko chylące się krzyże, przy których nikt już nie przystaje, prócz zapuszczających się tutaj w poszukiwaniu samotności. Czasem rozstaje dróg, które od dawna już nigdzie nie prowadzą, albo zrujnowane kapliczki w pół drogi między wsiami, których od przeszło półwiecza już nie ma. Nawet gdyby postawić tutaj Ermitaż i Luwr kapiące złotem, nie wpłyną na wrażliwą wyobraźnie tak bardzo jak pustka. Opustoszała dolina, będąca kiedyś domem kilku tysięcy dusz, opowiedzieć może więcej niż dolina królów. W Beskidzie Niskim i Bieszczadach nietrudno odnaleźć miejsca, gdzie niegdyś ludzka gospodarność panowała nad okolicą w postaci ludnych wsi, składających się nierzadko z kilkudziesięciu chałup oraz sadów i pól uprawnych, ciągnących się aż po najwyższe i najtrudniej dostępne partie dolin. Bardzo ciekawych obserwacji dostarczą przedwojenne wojskowe mapy ­(tzw. WIG-ówki), na których dokładnie zaznaczono zasięg dawnej wiejskiej zabudowy. Porównanie ich ze stanem obecnym zazwyczaj jest tak samo zaskakujące, co wzbudzające niedowierzanie. Dzisiaj o przejawach życia decyduje tutaj wyłącznie przyroda, pochłaniająca ludzki dorobek i zacierająca jego ślady tak dokładnie, że nieświadomy wędrowiec przechodzi obok miejsc gdzie stały chyże, młyny i cerkwie, zupełnie tego nie zauważając. W większości takich miejsc tylko ukształtowanie terenu oraz roślinność charakterystyczna dla wtórnego zarastania obszarów opuszczonych przez człowieka, zdradza ich niegdysiejsze przeznaczenie.

Pozostałość cerkwiska w Berehach Górnych.
fot. Autor

 



Nie da się świadomie wędrować po wschodniej części naszych Beskidów bez opowieści o historii tej ziemi, a szczególnie bez nakreślenia obrazu wielkiej tragedii jaka w latach 1944 – 47 spotkała żyjących tu ludzi . W czasie tym bowiem doszło do wydarzeń nie mających precedensu w całej polskiej historii. Dopuszczono do celowego i z premedytacją przeprowadzonego wykorzenienia mniejszości etnicznych z zamiarem zlikwidowania ich kultury i zasymilowania ze środowiskami polskimi.  Wzorując się na praktykach stosowanych przez stalinowskich i hitlerowskich ciemiężców, Państwo Polskie reprezentowane wówczas przez szeroko rozumianą władzę ludową dokonało masowej czystki etnicznej  na ludności głównie ukraińskiej – ale także rosyjskiej i białoruskiej – zamieszkującej wschodnie i południowo - wschodnie prowincje naszego kraju. O skali pacyfikacji najdobitniej świadczy liczba przeszło pół miliona ludzi[1], których wyrzucono z domów i zmuszono do przesiedlenia w głąb Związku Radzieckiego – w większości do Ukraińskiej S.R.R, bądź na północno – zachodnie rubieże nowo powstałej Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Liczbę gospodarstw pozostawionych przez samych gospodarzy narodowości ukraińskiej określa się na pond 190 tysięcy[2]. Na samej tylko Łemkowszczyźnie w latach trzydziestych XX w. istniało 170 wsi[3]zamieszkałych przez ludność Rusińską. W latach czterdziestych niemal w całości zostały wyludnione.
O ludzkiej tragedii najlepiej opowiedzą bezduszne liczby zapisane w autentycznych wojskowych raportach z przebiegu tzw. akcji "Wisła", którą przeprowadzono, w okresie od 28.04 do 30.07.1947 roku.



Liczba wysiedlonych w ramach akcji „Wisła”



POWIAT
LICZBA MIEJSCOWOŚCI
LICZBA LUDNOŚCI WYSIEDLONEJ
Nowy Sącz
21
8469
Nowy Targ
4
821
Brzozów
12
2043
Gorlice
51
11329
Jarosław
119
14122
Jasło
16
533
Krosno
13
755
Lesko
82
24647
Lubaczów
75
10083
Przemyśl
137
20797
Rzeszów
1
62
Sanok
68
11582
Chełm
1
-
Hrubieszów
128
7635
Krasnystaw
2
8
Tomaszów
52
6504
Zamość
1
7
OGÓŁEM
 
795
119 367


Źródło: „Akcja „Wisła”. Dokumenty”, oprac. Eugeniusz Misiło, Archiwum Ukraińskie – Zakład Wydawniczy „Tyrsa”, Warszawa 1993.





Właściwie trudno powiedzieć, dlaczego nie doszło przy tej okazji do krwawej masakry, mimo, że powodów znalazło by się przynajmniej kilka, a wśród nich koronny: chęć odwetu za ludobójstwo wołyńskie. Być może ludzie mieli już dość widoku krwawych pacyfikacji SS i NKWD ostatnich lat, aby dopuścić się podobnych czynów na –jakby na to nie patrzeć – współobywatelach i często najbliższych sąsiadach. Zdecydowanie bliższe prawdy będą jednak względy polityczne i ekonomiczne, które nie pozwoliły kształtującej się dopiero władzy na dopuszczenie do większego rozlewu krwi. Oczywiście, jak to często przy gwałtownych zawieruchach dziejowych bywa, nie skończyło się bez niewinnych ofiar, jednak wobec ich nikłej skali – z całym szacunkiem dla ich pamięci – można je uznać za incydentalne.


W ciągu tylko trzech miesięcy trwania akcji "Wisła" wyrzucono z domów i przesiedlono wraz z inwentarzem prawie 120 tysięcy ludzi. Rozmach i skuteczność tej akcji daje wyobrażenie o determinacji ówczesnej władzy. Co ją spowodowało?

Tego, co się wydarzyło nie da się też należycie zrozumieć bez przynajmniej poglądowego wyjaśnienia  kontekstu historycznego oraz wzajemnych relacji pomiędzy Polakami a ludnością ukraińską zamieszkującą ziemie Polskie przed rozpoczęciem II wojny światowej i tuż po niej. Wokół tematu narosło przynajmniej kilka fałszywych stereotypów wzbudzających kontrowersje, które mimo wielu już rzeczowych publikacji, w miarę obiektywnie rozprawiających się z  zagadnieniem, zdają się dalej znajdować nie małe grono zwolenników. Warto je określić dla właściwego wglądu na całość. Jak zwykle, kluczem do sprawy może być wyłącznie czysty obiektywizm, a nade wszystko spojrzenie całkowicie pozbawione nacjonalistycznych pobudek.
Podstawową rzeczą jaką warto uwydatnić jest tożsamość narodowa zarówno Łemków jak i Bojków, – gdyż oba te etnosy zaliczają się do jednego kręgu kulturowego – w okresie poprzedzającym interesujące nas wydarzenia. Zbyt często bowiem w naszej świadomości jawią się nam po prostu jako Polacy odmiennej narodowości, którzy z nieokreślonych bliżej przyczyn zdradzili swoją ojczyznę kolaborując z Niemcami. Tymczasem ­­– jak to często przy pobieżnym ocenianiu historii bywa – stereotypy upraszczają znacznie bardziej złożoną prawdę. Łemkowie – przynajmniej większość z nich – nie uważali się za Polaków, a Polski nie traktowali jak swojej ojczyzny, bo i zbyt wielu powodów do tego mieć nie mogli. Przede wszystkim byli Rusinami, a ich ojczyzna ograniczała się do wioski i doliny, w której żyli, oraz sąsiednich osad zamieszkałych przez takich samych Rusinów jak oni. Polacy byli dla nich dalszymi sąsiadami, których akceptowali, być może nawet szanowali na zasadzie współżycia dobrosąsiedzkiego. Nasza kultura nie była dla nich na tyle atrakcyjna, aby wzbudzić w nich poczucie polskości.  Należy to zrozumieć i z całą konsekwencją uszanować. Przez prawie cztery wieki wspólnej egzystencji sprawy narodowościowe nie miały zresztą dla nich zbyt wielkiego znaczenia. Państwo Polskie – dopóki istniało – nie interesowało się zbytnio ich losem, o ile właściciele ziemscy otrzymywali należyte posługi, a oni też nie dopominali się o narodowość polską, będąc świadomymi swej odrębności językowej i religijnej.


 
 
Resztki cmentarza w Tarnawce  - inny język, inna religia...
fot. Autor
Skoro przez cztery stulecia nie udało się wzbudzić wśród Rusinów polskich sympatii, tym łatwiej zrozumieć dlaczego nie udało się tego dokonać przez ledwie dwadzieścia lat wolności jakie ofiarowała nam historia po I wojnie światowej. Młoda Rzeczpospolita, co prawda tolerancyjna dla mniejszości narodowych, najwyraźniej zbyt zajęta była reformami i porządkowaniem różnych aspektów życia publicznego, aby należyty nacisk położyć na integrację mniejszościowych środowisk zachodniej i środkowej Galicji. Tymczasem agitatorzy z sąsiedztwa (zwłaszcza ukraińscy) nie próżnowali, orientując miejscową ludność coraz wyraźniej na wschód. 
Przyczyn narastania wzajemnej wrogości było oczywiście więcej ale nie miejsce tutaj na ich dokładne rozważanie. Bardziej dociekliwych odsyłam do lektury coraz liczniejszych opracowań w tej sprawie. Dość powiedzieć, że zdecydowały dążenia Rusinów do utworzenia niepodległej Ukrainy i nieudolne działania polskiej administracji na zamieszkałych przez nich terenach. Oliwy do ognia dolała ścisła kolaboracja Ukraińców z Niemcami w czasie II wojny światowej, zwłaszcza zaś ich uczestnictwo w strukturach SS.
Z takiego zaczynu nie mógł wyjść dobry chleb.


Podstawowym błędem, już na wstępie skutecznie zaciemniającym cały obraz powojennych akcji przesiedleńczych jest utożsamianie ich z wydarzeniem określanym przez historyków jako akcja „Wisła”. Właściwie jest to pierwsze i najczęściej jedyne skojarzenie na hasło „Przesiedlenia ludności ukraińskiej w Polsce”. Z pewnością nie jest fałszywe, lecz jego największą wadą jest zawężenie tematu do wydarzeń rozgrywających się pomiędzy wiosną a późnym latem roku 1947. Tymczasem akcja „Wisła” była jedynie suplementem, zakrojonej na znacznie większą skalę polityki przymusowych deportacji, których pierwsze odsłony miały miejsce już jesienią 1944 roku, a więc na długo przed zakończeniem działań wojennych. Już wtedy Stalin zaczął porządkować swoje nowe, środkowoeuropejskie dominia.
Już we wrześniu 1944
[4] roku marionetkowe rządy Polski, Ukrainy, Białorusi i Litwy podpisały odpowiednie umowy sankcjonujące wzajemną wymianę ludności, która po zmianie przebiegu granic – dokonanej przy wydatnym udziale geopolityków radzieckich, pod kierownictwem Iosifa Wissarionowicza Dżugaszwilego – znalazła się poza obszarem swoich przedwojennych ojczyzn. Pan Iosif zresztą miał talent nie tylko do swobodnego, właściwie niczym nie skrępowanego kreślenia granic, ale również do równie swobodnego i jeszcze bardziej nie skrępowanego przemieszczania dużych grup ludzi w różne miejsca administrowanego przez siebie obszaru. Zdawał się wyznawać zasadę, że im więcej ludzi przemieści, tym spokojniejsza będzie jego ojczyzna, malkontenci wszak w tym czasie zajęci będą przemieszczaniem się. Zasadę tą wpoił jak widać także swoim namiestnikom administrującym ościenne lenna, gdyż jak tylko warunki na to pozwoliły zabrali się ochoczo do pracy porządkując podwórka, aby pozbyć się niechcianego elementu reakcyjnego. Ilość tego elementu szacowano w powojennej Polsce na przynajmniej 630 tysięcy[5]  – obywateli narodowości ukraińskiej.



 
Wykaz transportów z wysiedloną ludnością ukraińską wysłanych z rejonów: Sanok, Gorlice, Przeworsk w okresie od 29.04 do 01.07.1947 r. do zachodnich rejonów przesiedlenia*.

 

Z REJONU

ILOŚĆ TRANSPORTÓW
(pociągów)

OSÓB

KONI

KRÓW

KÓZ (OWIEC)

Sanok

155

47562

4410

10812

8904

Gorlice

54

14086

1455

6131

5109

Przeworsk

55

21916

3658

6241

1169

RAZEM

264

83564

9523

23184

15182





 
 
 
 
 
 
 
 




Wykaz transportów z wysiedloną ludnością ukraińską wysłanych z rejonów: Bug - Włodawski, Webkowice, Hrubieszów, Bełżec, Nowy Sącz, Przeworsk, Chotyłów, Chełm  w okresie od 04.06 do 16.08.1947 r. do zachodnich rejonów przesiedlenia.


 

Z REJONU

ILOŚĆ TRANSPORTÓW

(pociągów)

OSÓB

KONI

KRÓW

KÓZ (OWIEC)

Bug – Włodawski

24

6543

2367

3583

7902

Werbkowice – Hrubieszów

27

8886

2033

2421

4781

Bełżec

39

16900

2336

4354

2875

Nowy Sącz.

42

10510

687

5904

3640

Przeworsk (reszta)

6

1775

296

533

288

Chotyłów

30

9266

2566

4526

12420

Chelm

10

3133

652

1224

2209

RAZEM

178

57013

10937

22545

34115

 




 
































OGÓŁEM ZE WSZYSTKICH REJONÓW OD 29.04 DO 16.08.1947 R.

 
 

ILOŚĆ TRANSPORTÓW

OSÓB

KONI

KRÓW

KÓZ (OWIEC)

442

140577

20460

45726

49297

 
*Źródło: „Akcja „Wisła”. Dokumenty”, oprac. Eugeniusz Misiło, Archiwum Ukraińskie – Zakład Wydawniczy „Tyrsa”, Warszawa 1993.


Nowy rząd Polski, inspirowany twórczo przez doświadczone w takich sprawach czynniki kremlowskie, postanowił razem z uregulowaniem kwestii granicznych rozwiązać także problemy z rzekomo wrogo nastawioną do Polaków ludnością Ukraińską, zamieszkującą południowo - wschodnie obrzeża nowego państwa. Łemków i Bojków oskarżono zbiorowo o sprzyjanie i aktywny udział w strukturach Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). Była ona zbrojnym ramieniem Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), i odpowiadała za inspirowanie i dowodzenie masakrą wołyńską, a także późniejszymi atakami na polskie wsie po zachodniej stronie Sanu.
W tym miejscu należy jednoznacznie rozprawić się z kolejnym stereotypem utrwalonym w naszej świadomości. Zbiorowe utożsamianie Rusinów zamieszkujących Łemkowszczyznę i Bieszczady Zachodnie ze zbrodniczą działalnością UPA,  stanowi efekt skutecznych działań propagandy komunistycznej, dążącej do ujednolicenia etnicznego ówczesnej polski. Jest też dalece krzywdzące i niesprawiedliwe dla znacznej części z nich. Owszem, wielu zapewne współpracowało z ukraińskimi nacjonalistami, wielu młodych należało do oddziałów UPA i z pewnością przynajmniej cześć w pogromach polaków uczestniczyła. Lecz uznanie całej społeczności za zdrajców i zbrodniarzy jest znamienne wyłącznie dla totalitaryzmu i godzi w podstawowe zasady i sprawiedliwości społecznej.  Jak to często ma miejsce w systemach opartych na terrorze, za poglądy i dążenia jednostek ukarana została cała społeczność, która w rzeczywistości pragnęła tylko jednego: przetrwać na ziemi ojców mimo dziejowych zamętów tamtego okresu.
Data uznana za początek akcji przesiedleńczych to 15. X. 1944 r.
[6], kiedy to rozpoczęto  zbieranie zgłoszeń Ukraińców deklarujących  chęć przeprowadzki na ziemie ukraińskie do nowo utworzonej USSR. Na określenie pierwszej części wysiedleń, trwającej mniej więcej do połowy 1945 roku, używa się często terminu „repatriacja”, czyli powroty do ojczyzny, który dla tego okresu wydaje się być całkiem słuszny. Wtedy to akcja ta miała charakter dobrowolny i głównym jej celem było umożliwienie legalnego powrotu do Polski, Ukrainy czy Litwy jej przedwojennych obywateli. Prawdopodobnie liczono na to, że wobec takiej alternatywy decydujące będą sentymenty narodowościowe i samoczynnie nabierze ona charakteru masowego. Nie trzeba będzie jej wspierać innymi środkami, poza agitacją. O ile oczekiwania władz sprawdziły się dla powracających Polaków, w przypadku Łemków i innych Ukraińców zasiedziałych na zachód od linii Curzon’a, zostały kompletnie zawiedzione. Dla większości polskich Rusinów ojczyzną okazała się ziemia uprawiana przez nich od pokoleń, a podziały administracyjne nie miały dla nich większego znaczenia. Ważniejsze okazały się patriotyzm lokalny oraz sentyment i przywiązanie do ziemi. Niebagatelne były też względy ekonomiczne – ci, którzy zdecydowali się wyjechać, często powracali nielegalnie do Polski, przynosząc wieści o biedzie panującej w wyniszczonej wojną Ukrainie. Niedoszli przesiedleńcy wiedzieli już, że obietnice agitacyjne nie mają wiele wspólnego z faktyczną sytuacją w sowieckiej Ukrainie.




Cerkwisko w Wołosatym.
16.06.1946 roku mieszkańcy dobrowolnie opuścili wieś licząc, że przeczekają zły czas na Zakarpaciu.

fot. Autor
Determinacja Łemków do pozostania na rodzinnej ziemi była tak duża, że niektórzy decydowali się na zmianę praktyk religijnych i zarzucenie obrządku greckokatolickiego na rzecz łacińskiego.
Czy wobec takich postaw można w ogóle mówić o Łemkowskim nacjonalizmie? Mimo wszystko, odpowiedź nie może być jednoznaczna. Trudno bowiem wykluczyć, że rezygnując ze wschodniego katolicyzmu nie kierowali się pobudkami narodowościowymi, chcąc za wszelką cenę pozostać na „Zakierzonii”
[7] aby dalej szukać szansy na przyłączenie jej do Ukrainy. Swoje zrobiła przecież silna agitacja OUN nakazująca wręcz tutejszym mieszkańcom pozostanie na ziemiach, które od wieków były według nich ukraińskie, bo tylko wtedy będzie możliwa walka o wyzwolenie ich spod polskiego jarzma. Z drugiej strony patrząc, gdyby Ukraina nie była republiką radziecką a organizmem suwerennym, i zapewniała lepsze warunki egzystencjalne, kto wie, czy na repatriację nie zgodziło by się daleko więcej Ukraińców z Polski. Ekonomia bardzo często przecież wygrywa z patriotyzmem. Sprawy lojalności ludności ukraińskiej, jak zresztą wielu moralnych problemów historycznych, nie da się postawić w całości po jednej stronie barykady. Logika i wcześniejsze wydarzenia wskazywały jednak, że polskość nie byłaby dla nich motywacją nadrzędną.
Następująca w niedługim czasie reakcja władz polskich na opóźnienia w wymianie ludności, może potwierdzać prawdziwości początkowego założenia, przeprowadzenia przesiedleń na zasadzie dobrowolności. Co prawda komuniści, aby zmusić Rusinów do wyjazdu, zdecydowali się na zlikwidowanie szkolnictwa ukraińskiego i – co gorsza – cerkwi greckokatolickiej, to jednak były to elementy ogólnej polityki narodowościowej, skierowane przeciwko wszystkim mniejszościom etnicznym i religijnym na terenie nowej Rzeczpospolitej Polskiej. Prawdopodobnie zostałyby wprowadzone bez względu na postawę ludności ukraińskiej. Naród powinien być jeden, uznawać jedna władzę i ewentualnie jedną religię. Jednak pod wpływem próśb środowisk ukraińskich 24 lipca 1945 roku zorganizowano w Warszawie konferencje z udziałem przedstawicieli większości organizacji ukraińskich, w tym Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, Włościańsko – Robotniczego Komitetu Łemkowszczyzny, Ukraińskiego Komitetu Obywatelskiego, a nawet UPA
[8], z nadzieją na przekonanie ich do współpracy przy wysiedleniach. Ukraińcy w zamian za pozwolenie pozostania na własnej ziemi (dobrowolność wyboru), oraz przywrócenie szkolnictwa i uwolnienie ukraińskich więźniów, deklarowali pełną lojalność wobec władz polskich. Jeśli wierzyć oficjalnym sprawozdaniom z tego spotkania, strona polska przychyliła się do postulatów mniejszości ukraińskiej i postanowiono, że przesiedlenia pozostaną dobrowolne, a część Ukraińców będzie mogła pozostać na swojej ziemi. Będą oni traktowani na równi z innymi obywatelami polskimi.
„ Stanowisko Rządu Polskiego sprowadza się do dobrowolnego przesiedlenia Polaków z ZSRR do Polski i Ukraińców z Polski do USRR;
[…] – ludność ukraińska może dobrowolnie przesiedlić się również na Ziemie Zachodnie i Północne, gdzie będzie traktowana na równi z obywatelami narodowości polskiej;
– część ludności ukraińskiej może pozostać na dotychczasowych miejscach. Jeśli ze względów ekonomicznych zajdzie potrzeba przesiedlenia jej na inne tereny Polski, podporządkuje się ona tym zarządzeniom.”
[9]
Bardzo istotne było jeszcze jedno zastrzeżenie:
– osoby narodowości ukraińskiej, które obecnie lub później będą współpracować z podziemiem, zostaną odpowiednio ukarane i władze będą zmuszone przesiedlić je przymusowo.”[10]


 
 
Chyża w Zdyni. W ramach akcji "Wisła" wysiedlono stąd 508 osób.
fot. Autor
 
Ile w tym było hipokryzji, a ile dobrej woli, dziś już chyba nie jesteśmy stanie rozstrzygnąć, jednak wiele wskazuje na to, że nie dano wiary ukraińskim zapewnieniom lojalności, a decyzje zostały podjęte o wiele wcześniej i całkiem możliwe, że o jakieś 1000 km dalej na wschód. Nie zmienia to faktu, że strona polska skrzętnie się do nich przychyliła wietrząc w tym okazję do pozbycia się problemu ukraińskiego raz na zawsze. Co ciekawe, zaczęto działać mimo wielokrotnych apeli władz lokalnych niższego szczebla o pozostawienie mniejszości Rusińskiej w spokoju, argumentujących to niechybną rujnacją ekonomiczną wysiedlanych terenów. Odnosiły się one przede wszystkim do ludności łemkowskiej, podkreślając jej lojalność i umiejętność gospodarowania w górach. Po braku reakcji polskich władz widać wyraźnie, że lokalna ekonomia przegrała z czynnikami wyższego rzędu. Przydały się formalne zastrzeżenia o konieczności przesiedlenia Ukraińców ze względów ekonomicznych, oraz w przypadku ich współpracy z nacjonalistycznym podziemiem. Można się było na nich oprzeć, tłumacząc nadchodzącą akcję wojskową. Według Eugeniusza Misiło, autora opracowania archiwaliów dotyczących akcji „Wisła”, bezpośrednim impulsem do zarzucenia warunku dobrowolności przy przesiedleniach była prośba użycia przymusu bezpośredniego, wystosowana przez rząd USRR, a ściślej mówiąc jego przedstawiciela do spraw przesiedlenia ludności ukraińskiej z Polski Mykoły Pidhornyja[11], co miało miejsce na początku sierpnia 1945 roku. 22 sierpnia podjęto oficjalne decyzje w tej sprawie. Od tego momentu repatriacje przerodziły się w deportacje przy udziale wojska[12].


 Część druga wkrótce.
 
 
 

[1] Chodzi o łączną liczbę wysiedlonych w trakcie akcji repatriacyjnych i przesiedleńczych w tym okresie wg szacunków oficjalnych. Źródło: „Akcja „Wisła”. Dokumenty”, oprac. Eugeniusz Misiło, Archiwum Ukraińskie – Zakład Wydawniczy „Tyrsa”, Warszawa 1993.
[2] Ibidem
[3] Bohdan Halczak „Problemy tożsamości narodowej Łemków” w: „Łemkowie, Bojkowie, Rusini – historia, współczesność, kultura materialna i duchowa”, red. naukowa Stefa Dudra, Łemkowski Zespół Pieśni i Tańca „Kyczera”, Legnica – Zielona Góra 2007.

[4] „Akcja „Wisła”. Dokumenty”, oprac. Eugeniusz Misiło, Archiwum Ukraińskie – Zakład Wydawniczy „Tyrsa”, Warszawa 1993.

[5] Patrycja Trzeszczyńska „Łemkowszczyzna zapamiętana. Opowieści o przeszłości i przestrzeni”, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego 2013.
[6] „Akcja „Wisła”. Dokumenty”, oprac. Eugeniusz Misiło, Archiwum Ukraińskie – Zakład Wydawniczy „Tyrsa”, Warszawa 1993.
[7] To ukraińskie określenie odnosi się do ziem Zachodniej Ukrainy leżących po zachodniej stronie tzw. linii Curzona, wzdłuż której poprowadzono (właściwe Iosif Wissarionowicz poprowadził) wschodnią granicę powojennej Polski.
[8] Ibidem
[9] Antoni B. Szcześniak, Wiesław Z. Szczota, „Droga do nikąd. Wojna Polska z UPA”, Wydawnictwo „Bellona”, Warszawa 2013.
[10] Ibidem.
[11] „Akcja „Wisła” …”, op. cit.
[12] Wojsko rozpoczęło działania repatriacyjne 3 września 1945 roku.

 

 

 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz