czwartek, 19 stycznia 2017

Wołosi cz.1 - Skąd u nas górale?



Przyglądając się góralom, którzy gospodarują w Beskidzie od wieków, trzeba pamiętać o zasadniczej kwestii. Korzenie kultury, która ukształtowała obyczajowość i tutejszą gospodarkę sięgają zupełnie innych rejonów Europy niż matecznik ludów nadwiślańskich. Kultura góralska przywędrowała do nas z południa i rozgościła się w naszych górach tak dobrze, że zawładnęła nimi w zasadzie niepodzielnie. Dopasowała się jedynie do zastanych warunków, ewoluując tylko nieznacznie, czerpiąc od ludów słowiańskich akurat tyle ile potrzebne było do przetrwania. Dlatego właśnie góralskość jest tak odmienna od reszty polskich grup etnicznych. Bliżej jej do Bałkanów, skąd przynieśli ją Wołosi, niż do nizin środkowej Europy.



Smolikas (2637 m). Najwyższy szczyt gór Pindus w północnej Grecji, gdzie egzystuje największa grupa rdzennej ludności wołoskiej.

Gdybyśmy spróbowali opowiedzieć o Beskidzie nie wspominając o Wołochach, to tak jakby prezentować historię polski zapominając o plemionach słowiańskich, które przecież  stanowiły jej źródło. Historia ludzi Beskidów to w olbrzymiej części historia właśnie Wołochów, społeczności pasterskiej, która przybywając w te strony odcisnęła do dzisiaj nie zatarte piętno na kulturze i tradycji nie tyko Beskidów, ale i całego regionu karpackiego. To właśnie oni dostarczyli wzorców kulturowych dla dzisiejszych górali polskich: podhalańskich, spiskich, orawskich, śląskich i żywieckich, pienińskich i sądeckich a także Zagórzan i Kliszczaków. To oni współtworzyli historię górali wschodniosłowiańskich. Elementy ich etosu przejmowali polscy pionierzy osadnictwa próbujący cywilizować Karpaty, zaś pierwszymi, którym przyszło się z nimi spotkać była ludność ruska zamieszkująca zarówno po zakarpackiej jak i podkarpackiej stronie beskidzkiego wododziału. To od niej wywodzą się etnosy Łemków, Bojków zwłaszcza zaś Hucułów. Warto zastanowić się jak doszło do tego, że znaleźli się w naszych Beskidach.


Metsovo - północno zachodnia Grecja. Jedyny wołoski ośrodek miejski
By Bogdan Giuşcă - Uploaded by author, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=1067214


czwartek, 5 stycznia 2017

Iwonicz - Smerek. Kronika cz. 2






Środa 12 sierpnia 2015 roku była kolejnym gorącym dniem tamtego lata. Już dzień wcześniej radio nawoływało do niewychodzenia z domów bez pilnej potrzeby, argumentując to realnym ryzykiem wystąpienia słonecznego udaru, zawału i paru innych gwałtownych reakcji organizmu na upał. Przez chwilę nawet próbowałem przejąć się tymi ostrzeżeniami, ale byłem tak nakręcony bliskością celu tej wędrówki, że za nic bym sobie nie wybaczył, gdybym zrezygnował, zwłaszcza z powodu zwykłej, bezosobowej informacji zasłyszanej w mediach. Wychowywałem się przecież w czasach, w których wszyscy wiedzieli, że media kłamią, nawet w tak z pozoru błahych sprawach jak pogoda. Z wielu młodzieńczych przypadłości udało mi się z czasem wyleczyć, jednak ten rodzaj nieufności pozostał mi na szczęście do dziś. Muszę przyznać że przydaje się wyjątkowo często - prawie za każdym razem, kiedy włączam telewizor.
Nie posłuchałem więc podszeptów propagandy i ruszyłem nazajutrz w dalsze odkrywanie czerwonego. Tyle, że wystartowałem z Komańczy godzinę wcześniej niż pierwotnie planowałem. Miałem nadzieję dotrzeć do Cisnej jeszcze przed szesnastą, wyprzedzając popołudniową kulminację upału, dlatego na trasie byłem już o szóstej rano.


Kościół św. Józefa przy szlaku. Jeden z trzech kościołów w Komańczy
By Przykuta - Praca własna, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=15718447


 

Pierwsze dwa kilometry to przeskok pomiędzy dolinami Osławy i Osławicy. Szlak prowadzi na wschód, najpierw podniszczonym asfaltem, a po kilkuset metrach schodzi z niego w lewo, w drogę gruntową, przecinając dolinkę potoku Piwnego. Przez chwilę zastanawiam się czy nie pójść dalej asfaltem, który niezależnie od szlaku wiedzie do Prełuk i nie spróbować złapać jakiejś okazji do Duszatyna. Jednak w porę przypominam sobie, że jestem tu po to, aby przejść, a nie przejechać Główny Szlak Beskidzki, więc jakakolwiek podwózka, tym bardziej nie po szlaku, w żadnym razie nie wchodzi w grę. Dalej czerwony wznosi się na grzbiet Smerekowca rozdzielający Osławe i Osławicę na dwa autonomiczne dorzecza. Gdzieś tutaj kończyła się Łemkowyna, a dalej na wschód zaczynały ziemie zamieszkałe przez Bojków. Etnografowie przeprowadzili granicę między tymi dwoma ludami grzbietem Wysokiego Działu, na który właśnie zmierzam. Ale wiadomo też, że dorzecza tych dwóch rzek były obszarem przejściowym, swego rodzaju tyglem, w którym obie kultury przenikały się wzajemnie.
Dojście do Prełuk zajmuje mi niezbyt pospiesznym marszem około 40 minut. Na razie zadziwiająco chłodno. Droga prowadząca cały czas cienistym lasem nie jest zbytnio wymagająca. Do Prełuk nie rozgrzałem się nawet na tyle, żeby ściągnąć kurtkę. Co prawda za chwilę to się zmieni, ale jak do tej pory całkiem przyjemnie.

Komańcza - Przełęcz Żebrak