Łemkowyna to dla mnie wielce tajemnicza kraina. Wiele o niej słyszałem, potrafię wskazać ją na mapie, mogę opowiedzieć jej historię i opisać jej mieszkańców, ale nigdy nie będę wiedział czym była naprawdę. Mogę przemierzyć ja wszerz i wzdłuż, odnajdywać co rusz jej ślady, a mimo to nie spotkam jej ani razu. Jest jak starożytna cywilizacja, która upadła gwałtownie, znikając niemal zupełnie. Owszem, jest ziemia, są doliny i otaczające je góry, ale ich pejzaż zmienił się przez ostatnie dziesięciolecia zupełnie. Ludne kiedyś okolice zieją pustką a Łemkowie już nie tacy jak dawniej. Mogę ją odnaleźć, czasami nawet dotknąć, ale jej istota pozostaje dla mnie nieodgadniona. To co pozostawiła po sobie wzmaga tylko ciekawość nie dając zbyt wielu odpowiedzi. Skruszone nagrobki, stare fundamenty, chylące się krzyże i zdziczałe pola wołają głośno, ale jest w tym tyle cierpienia, że trudno mi zrozumieć coś więcej. Łemkowynę skrywają puste pola i leśne ostępy i tylko uważny wędrowiec trafi tam bez kłopotu.
![]() |
Kamienne pamiątki zaginionego życia |
Nie znajdziemy już chyba takiej
dziedziny życia, która oparła by się upływowi czasu i przetrwała w niezmienionej postaci od czasów – nazwijmy to
ogólnie – historycznych do dnia dzisiejszego. Zwłaszcza ostatnie stulecie
pokazało wyjątkowy brak szacunku do tego co było i dosyć lekką ręką skazywało
na odrzucenie te elementy naszej rzeczywistości, które nie nadążały za coraz
szybszym rozwojem cywilizacyjnym. Większość albo musiała przekształcić się i
dostosować do modernizującego się świata, albo kończyła w gablotach muzealnych
i skansenach. W najlepszym razie zajmują się nimi teraz etnografowie lub
artystyczne grupy regionalne, kultywujące pamięć o swoich przodkach i ich
kulturze. Większość lokalnych społeczności zapomina o przeszłości, skupiając
się na przetrwaniu w coraz szybciej zmieniającym się świecie, często nie
dającym czasu na spojrzenie w tył. Z problemem tym najlepiej radzą sobie te
grupy etniczne, które posiadają silnie zakorzenione poczucie odrębności,
niezależności, a nawet wyższości nad innymi społecznościami. Grupy,
które pragną wyróżnić się na tle innych, poprzez eksponowanie własnej historii
i najbardziej oryginalnych cech kulturowych. Czasem źródłem takiej potrzeby
jest po prostu wysoka samoświadomość, mocno zakorzeniona w mentalności – jest
to cecha charakterystyczna dla większości Karpackich grup etnicznych. Czasem
jednak wywierają na nią presję wydarzenia historyczne, zwłaszcza te naruszające
podstawowe więzi z tradycją przodków – więzi terytorialne. Otóż Łemkowie i
Bojkowie to kultury Beskidzkie, którym przyszło utracić swe małe ojczyzny,
porzucić ziemię przodków i próbować nie zapomnieć o swych korzeniach gdzieś,
gdzie z własnej i nieprzymuszonej woli nigdy by się nie znaleźli.
Proces odchodzenia w przeszłość kultur „przestarzałych”, poprzez przekształcanie ich w nowe, choć powszechny od zarania dziejów, w ostatnim wieku nasilił się wykładniczo, wobec rozpędzającego się coraz mocniej stada koni mechanicznych, ciągnącego machinę tzw. postępu. Zasadniczo jest to zjawisko nieuchronne, zwykle zachodzi jednak w sposób stopniowy, płynnie i naturalnie oddając pole nowym tradycjom i zajęciom. Dając czas na odpowiednie ich przyswojenie i dopasowanie do własnego sposobu życia. Jako takie jest ono dla nas raczej korzystne – dzięki niemu, zamiast uganiać się po stepie z paleolitycznym pięściakiem w dłoni, za wątpliwą mamuciną, możemy uganiać się wózkami po supermarketach za, prawdopodobnie daleko smaczniejszą (choć może niekoniecznie zdrowszą) kiełbasą krakowską podsuszaną. Problem pojawia się wtedy, gdy dzieje się to w sposób narzucony i (lub) zbyt szybki, a z tym właśnie musieli uporać się Łemkowie. Wyrwano ich z rodzinnych siedlisk i z dnia na dzień kazano zapomnieć o tym kim byli. Rozrzucono ich po różnych rejonach kraju, aby szybciej się zasymilowali i "ucywilizowali", lub raczej spolszczyli. Przez długie lata zakazywano im powrotu nie tylko do ziemi przodków, ale także do ich kultury. Losy łemkowszczyzny i dawnych ziem bojkowskich powinny być dla nas tym bardziej istotne, jeśli uświadomimy sobie, że to nasze bezpośrednie działanie spowodowało zepchnięcie ich w niebyt. Zepchnęliśmy w niebyt kawał naszej własnej, jakże oryginalnej historii. To nasza kultura i nasi ojcowie unicestwili światy, które żywo ubarwiały obraz nie tylko Beskidów, ale i całej Polski, przez przynajmniej pięć wieków.
Proces odchodzenia w przeszłość kultur „przestarzałych”, poprzez przekształcanie ich w nowe, choć powszechny od zarania dziejów, w ostatnim wieku nasilił się wykładniczo, wobec rozpędzającego się coraz mocniej stada koni mechanicznych, ciągnącego machinę tzw. postępu. Zasadniczo jest to zjawisko nieuchronne, zwykle zachodzi jednak w sposób stopniowy, płynnie i naturalnie oddając pole nowym tradycjom i zajęciom. Dając czas na odpowiednie ich przyswojenie i dopasowanie do własnego sposobu życia. Jako takie jest ono dla nas raczej korzystne – dzięki niemu, zamiast uganiać się po stepie z paleolitycznym pięściakiem w dłoni, za wątpliwą mamuciną, możemy uganiać się wózkami po supermarketach za, prawdopodobnie daleko smaczniejszą (choć może niekoniecznie zdrowszą) kiełbasą krakowską podsuszaną. Problem pojawia się wtedy, gdy dzieje się to w sposób narzucony i (lub) zbyt szybki, a z tym właśnie musieli uporać się Łemkowie. Wyrwano ich z rodzinnych siedlisk i z dnia na dzień kazano zapomnieć o tym kim byli. Rozrzucono ich po różnych rejonach kraju, aby szybciej się zasymilowali i "ucywilizowali", lub raczej spolszczyli. Przez długie lata zakazywano im powrotu nie tylko do ziemi przodków, ale także do ich kultury. Losy łemkowszczyzny i dawnych ziem bojkowskich powinny być dla nas tym bardziej istotne, jeśli uświadomimy sobie, że to nasze bezpośrednie działanie spowodowało zepchnięcie ich w niebyt. Zepchnęliśmy w niebyt kawał naszej własnej, jakże oryginalnej historii. To nasza kultura i nasi ojcowie unicestwili światy, które żywo ubarwiały obraz nie tylko Beskidów, ale i całej Polski, przez przynajmniej pięć wieków.
CIĄG DALSZY POD "CZYTAJ WIĘCEJ"