![]() |
MAPKA USTROŃ - PRZYSŁOP MAPKA PRZYSŁOP - KORBIELÓW |
Pomysł na wędrówkę zasadniczo był prosty. Rozpocząć
pokonywanie Głównego Szlaku Beskidzkiego od strony zachodniej (w Ustroniu,
zgodnie z chronologią jego wyznakowania) i w ciągu tygodnia przejść bliżej
nieokreślony dystans. Hasło przewodnie brzmiało: „BEZ POŚPIECHU”.
Przyjęcie takiego założenia podyktowane było kilkoma względami. Przede wszystkim nie dawał spokoju stan naszej kondycji. Życie mieszczucha przemieszczającego się wyłącznie samochodem rozmiękczyło przez ostatnie pół roku mnie i moją lepszą połówkę zupełnie. Pojedyncze wypady w góry były tylko krótkimi przerywnikami w leniwej rozpuście, jaka nas w tym czasie dopadła. Przejście czerwonego miało być przełamaniem, nowym początkiem i powrotem do dobrych nawyków. Zbytni pośpiech mógłby nas zniechęcić. Poza tym była to nasza pierwsza od wielu lat wędrówka kilkudniowa i lekkie obawy, że porywamy się z motyką na słońce dały o sobie znać.
Postanowiliśmy więc – dla zaspokojenia naszej próżności – że wytłumaczeniem żółwiego tempa tej wędrówki będzie chęć pełnego nacieszenia się górami i spokojnego wchłaniania ich klimatu, bez spoglądania na zegarek i liczenia kilometrów. Tak też się stało.
Na starcie w Ustroniu zameldowaliśmy się tuż przed 11 rano,
po około sześciogodzinnej podróży z Niepołomic via Kraków i Katowice. Pomyśleć,
że w tym czasie moglibyśmy dolecieć na drugi koniec Europy. Nasze PKP apogeum
świetności mają jednak dawno już za sobą, stąd przejazd około 90 kilometrów z
Katowic do Ustronia trwa przeszło 3 godziny. Szybkie przeliczenie średniej
prędkości pozbawiło jakichkolwiek złudzeń co do przyszłości naszych kolei. Polskie
pociągi mogą konkurować jedynie z XVIII wiecznym dyliżansem. A może PKP stając
frontem do klienta dostosowało się w ten sposób do hasła przewodniego naszej
wędrówki?Przyjęcie takiego założenia podyktowane było kilkoma względami. Przede wszystkim nie dawał spokoju stan naszej kondycji. Życie mieszczucha przemieszczającego się wyłącznie samochodem rozmiękczyło przez ostatnie pół roku mnie i moją lepszą połówkę zupełnie. Pojedyncze wypady w góry były tylko krótkimi przerywnikami w leniwej rozpuście, jaka nas w tym czasie dopadła. Przejście czerwonego miało być przełamaniem, nowym początkiem i powrotem do dobrych nawyków. Zbytni pośpiech mógłby nas zniechęcić. Poza tym była to nasza pierwsza od wielu lat wędrówka kilkudniowa i lekkie obawy, że porywamy się z motyką na słońce dały o sobie znać.
Postanowiliśmy więc – dla zaspokojenia naszej próżności – że wytłumaczeniem żółwiego tempa tej wędrówki będzie chęć pełnego nacieszenia się górami i spokojnego wchłaniania ich klimatu, bez spoglądania na zegarek i liczenia kilometrów. Tak też się stało.
Tak czy inaczej zdjęcie niepozornego szlakowskazu z biało-czerwonym kółkiem oznaczającym początek Głównego Szlaku Beskidzkiego, zapisało się - w pamięci aparatu i naszej - 20 maja 2012 r. o godzinie 10:49. Dla nas chwila wyjątkowa, bo wyznaczająca początek przygody i obietnicę wypełnienia jednego z ważniejszych dla nas górskich zamierzeń. Przejście najdłuższego w Polsce szlaku pieszego stało się od tego momentu priorytetem. Rękawica została rzucona.
![]() |
Historia zaczęła się w Ustroniu.
fot. Autor
|